W niedzielę mieliśmy wielką
przyjemność odwiedzić kolegę Marka w miejscu jego pracy. Zajmuje
się on sierocińcem dla dzieci HIV+, w którym znajdują się także
szkoła dla mieszkańców Domu i oczywiście przychodnich dzieciaków,
których rodziców stać na szkołę (z tego co kojarzę to jeszcze
podstawówka nie jest bezpłatna w Kenii). Do tego znajduje się
jeszcze kilka ciekawych miejsc, których zdjęcia macie poniżej,
wraz ze skromnym opisem.
Piszę właściwie o tym miejscu z
dwóch powodów: 1. Bo jest tam kompletnie bajecznie. 2. Ponieważ
przed wyjazdem do Kenii rozmawiałem z paroma osobami, które same by
chciały wyjechać gdzieś na wolontariat.
Czemu Bajecznie? Ponieważ przed
wejściem znajdują się zlepione byle czym chatynki pękające od
liczebnych rodzin, dzieciaki toczą oponę tak jak to czasem można
zobaczyć na filmach ze scenami w Afryce, skakanka jest zrobiona
pewnie z flaka po króliku, a angielszczyna mieszkańców ogranicza
się do "Give me money" i "Sweets!". Wchodząc za
bramy uderza widok ładnych budynków, w których mieszkają dzieci,
znajdują się klasy, jadalnia, kuchnia, po lewej prowadzi nas
ścieżka do gabinetów z przychodnią lekarską, apteką,
laboratorium i wypasionym gabinetem dentystycznym. A wszystko to
poprzedza widok na góry, lasy, zaś słoneczne dni widać Mt.
Kenya...
Wchodząc do świetlicy przywitał nas
legion roześmianych dzieciaków, które natychmiast przyczepiły się
w przyjaznych uściskach odciskając na naszych, świeżo wypranych
spodniach czerwone ślady wszechobecnego pyłu. Każde musiało
zaliczyć chociaż chwilę trzymania na rękach, na barana, czy
podrzucania, ogółem to dużo śmiechu, bo było ich tam naprawdę
mnóstwo do przywitania.
Inne potrzebne pomiary są dokonywane w
miejscowym laboratorium. Po boku macie listę dostępnych na miejscu badań i zdjęcie laboratorium.
Na koniec chciałbym się podzielić zdjęciami i wrażeniami na temat gabinetów lekarskich. Bardzo ładna przychodnia przygotowana jest na każdą okazję jaka mogłaby zaskoczyć lekarza pierwszego kontaktu. A Afryka potrafi zaskoczyć z pewnością nawet najbardziej doświadczonego Europejczyka, gdyż jednego dnia trafiają Ci sie same malarie i jakies mało ciekawe infekcje, a drugiego masz arytmie, ostre brzuchy, zespół Stevensa-Johnsona, cierpiących przez uboczne skutki leków przeciwmalarycznych, odłupane częściowo kości czaszki i płaty skóry po "upadku z drzewa na pangę" i takie tam.
Mom zdaniem najlepsiejszą częścią
medycznego zaplecza Domu jest gabinet dentystyczny. Nowiusieńki
fotel o łącznej wartości miliona kenijskich szilingów, sterylny
sprzęt, autoklaw, aparat do zdjęć x-ray, wszystko chodzi bez
zarzutu.
Niestety podobnie jak gabinet lekarski
nie wykorzystuje on swojego pełnego potencjału przez brak rąk do
pracy. A warunki tutaj są o niebo wygodniejsze niż we wpółnocie
Cottolengo, blisko jest do Meru Town, Marek dzięki swojej
uprzejmości jest w stanie oprowadzić i bezpiecznie przewieźć
nawet do parków narodowych, czy popularnego w polsko-letnich
miesiącach safari.
Dlatego jeśli ktoś się zastanawia
nad wolontariatem w Afryce, ale jednak nie czuje się na siłach
kłócić z karaluchem o prysznic, lubi dobrą kuchnię i piękne
widoki, godne człowieka warunki do odpoczynku po pracy to gorąco
polecam zapoznać sie ze szczegółami u Marka, który bardzo chętnie
przyjmie każdą ilośc wolontariuszy z Polski – lekarzy,
dentystów, analityków laboratoryjnych, psychologów, pielęgniarzy. Szczególnie potrzebni są pediatrzy i specjaliści chorób zakaźnych. Mieszkających na stałe w Kenii Polaków jest około 100, zatem
odnalezienie siebie w tym kraju jest kwestią dużego szczęścia. I jeśli macie jakieś szczegółowe pytania to zadawajcie je w komentarzach, na maila, facebooka, chętnie odpowiemy jeśli troszkę czasu będziemy mieli wolnego.
Marek Krakus
A.I.N.A. Children Home
P.O. Box 130-60200 Meru
Tel. (+254) 0721 201 442 (Kenijski
numer)
Biuro: (+254) 0703 119 882
Pozdro!
P.S. Przepraszam za wygląd tego wpisu, ale redagowanie go zjada dużo transferu i nie jestem w stanie tego zrobic w podglądzie, po prostu ładuje się to w żółwim tempie. Po prostu za dużo zdjęć.
P.S. Przepraszam za wygląd tego wpisu, ale redagowanie go zjada dużo transferu i nie jestem w stanie tego zrobic w podglądzie, po prostu ładuje się to w żółwim tempie. Po prostu za dużo zdjęć.
Hehe, dobre jaja, ale uważaj co piszesz bo w internecie nic nie ginie :D A koleś mocny z tą laską, pozdrówka z nareszcie-ciepłego równika :)
OdpowiedzUsuń