poniedziałek, 22 lipca 2013

A.I.N.A Children Home

Czołem,

W niedzielę mieliśmy wielką przyjemność odwiedzić kolegę Marka w miejscu jego pracy. Zajmuje się on sierocińcem dla dzieci HIV+, w którym znajdują się także szkoła dla mieszkańców Domu i oczywiście przychodnich dzieciaków, których rodziców stać na szkołę (z tego co kojarzę to jeszcze podstawówka nie jest bezpłatna w Kenii). Do tego znajduje się jeszcze kilka ciekawych miejsc, których zdjęcia macie poniżej, wraz ze skromnym opisem.
Piszę właściwie o tym miejscu z dwóch powodów: 1. Bo jest tam kompletnie bajecznie. 2. Ponieważ przed wyjazdem do Kenii rozmawiałem z paroma osobami, które same by chciały wyjechać gdzieś na wolontariat.
Czemu Bajecznie? Ponieważ przed wejściem znajdują się zlepione byle czym chatynki pękające od liczebnych rodzin, dzieciaki toczą oponę tak jak to czasem można zobaczyć na filmach ze scenami w Afryce, skakanka jest zrobiona pewnie z flaka po króliku, a angielszczyna mieszkańców ogranicza się do "Give me money" i "Sweets!". Wchodząc za bramy uderza widok ładnych budynków, w których mieszkają dzieci, znajdują się klasy, jadalnia, kuchnia, po lewej prowadzi nas ścieżka do gabinetów z przychodnią lekarską, apteką, laboratorium i wypasionym gabinetem dentystycznym. A wszystko to poprzedza widok na góry, lasy, zaś słoneczne dni widać Mt. Kenya...


Wchodząc do świetlicy przywitał nas legion roześmianych dzieciaków, które natychmiast przyczepiły się w przyjaznych uściskach odciskając na naszych, świeżo wypranych spodniach czerwone ślady wszechobecnego pyłu. Każde musiało zaliczyć chociaż chwilę trzymania na rękach, na barana, czy podrzucania, ogółem to dużo śmiechu, bo było ich tam naprawdę mnóstwo do przywitania.






W szkole jak w każdej polskiej budzie – ławki, tablice, materiały niezbędne żeby miał szansę zostać dziobakiem i mieć naprawdę cenne w tym kraju wykształcenie. Ogółem standard całkowicie europejski. Przed szkołą znajduje się niczego sobie plac zabaw, dużo trawników, poprzedzielanych czerwoną ziemią, egzotycznymi drzewkami. W tle pasą się krówki, uprawiane są warzywa znane nam z polskich stołów, ale smakiem odbiegające od tych, które znacie, jeśli nie macie dostępu do naturalnych upraw pozamarketowych.



Zdaje się, że każde dziecko mieszkające w tym sierocińcu jest HIV+. Dlatego też bardzo ważnym elementem ich przeżycia są leki. Sprawa jest załatwiona w prosty i skuteczny sposób – każdy posada swoją półeczkę z lekami na miesiąc. Badanie przez specjalistę i poziom CD4 mierzony jest raz na miesiąc.

Inne potrzebne pomiary są dokonywane w miejscowym laboratorium. Po boku macie listę dostępnych na miejscu badań i zdjęcie laboratorium.



Na koniec chciałbym się podzielić zdjęciami i wrażeniami na temat gabinetów lekarskich. Bardzo ładna przychodnia przygotowana jest na każdą okazję jaka mogłaby zaskoczyć lekarza pierwszego kontaktu. A Afryka potrafi zaskoczyć z pewnością nawet najbardziej doświadczonego Europejczyka, gdyż jednego dnia trafiają Ci sie same malarie i jakies mało ciekawe infekcje, a drugiego masz arytmie, ostre brzuchy, zespół Stevensa-Johnsona, cierpiących przez uboczne skutki leków przeciwmalarycznych, odłupane częściowo kości czaszki i płaty skóry po "upadku z drzewa na pangę" i takie tam.




Mom zdaniem najlepsiejszą częścią medycznego zaplecza Domu jest gabinet dentystyczny. Nowiusieńki fotel o łącznej wartości miliona kenijskich szilingów, sterylny sprzęt, autoklaw, aparat do zdjęć x-ray, wszystko chodzi bez zarzutu.

Niestety podobnie jak gabinet lekarski nie wykorzystuje on swojego pełnego potencjału przez brak rąk do pracy. A warunki tutaj są o niebo wygodniejsze niż we wpółnocie Cottolengo, blisko jest do Meru Town, Marek dzięki swojej uprzejmości jest w stanie oprowadzić i bezpiecznie przewieźć nawet do parków narodowych, czy popularnego w polsko-letnich miesiącach safari.

Dlatego jeśli ktoś się zastanawia nad wolontariatem w Afryce, ale jednak nie czuje się na siłach kłócić z karaluchem o prysznic, lubi dobrą kuchnię i piękne widoki, godne człowieka warunki do odpoczynku po pracy to gorąco polecam zapoznać sie ze szczegółami u Marka, który bardzo chętnie przyjmie każdą ilośc wolontariuszy z Polski – lekarzy, dentystów, analityków laboratoryjnych, psychologów, pielęgniarzy. Szczególnie potrzebni są pediatrzy i specjaliści chorób zakaźnych. Mieszkających na stałe w Kenii Polaków jest około 100, zatem odnalezienie siebie w tym kraju jest kwestią dużego szczęścia. I jeśli macie jakieś szczegółowe pytania to zadawajcie je w komentarzach, na maila, facebooka, chętnie odpowiemy jeśli troszkę czasu będziemy mieli wolnego.

Marek Krakus
A.I.N.A. Children Home
P.O. Box 130-60200 Meru
Tel. (+254) 0721 201 442 (Kenijski numer)
Biuro: (+254) 0703 119 882

Pozdro!
P.S. Przepraszam za wygląd tego wpisu, ale redagowanie go zjada dużo transferu i nie jestem w stanie tego zrobic w podglądzie, po prostu ładuje się to w żółwim tempie. Po prostu za dużo zdjęć.

1 komentarz:

  1. Hehe, dobre jaja, ale uważaj co piszesz bo w internecie nic nie ginie :D A koleś mocny z tą laską, pozdrówka z nareszcie-ciepłego równika :)

    OdpowiedzUsuń