Czołem,
w ostatni weekend zwiedzaliśmy i
bawiliśmy się w Samburu Park, położonym nieopodal Isiolo, gdzie
ugościli nas Ania, Rafał i Celina. Park zwiedza się w samochodzie,
wychodzenie jest surowo zabronione, ale nam to nie przeszkadzało.
Starczy ominąć wysokie trawy i krzaczory i jesteś prawie pewien,
że żaden lew Ciebie nie capnie. W pierwszych minutach udało się
nam spotkać kilka żyraf, niespecjalnie przejmujących się naszą
obecnością i spokojnie żujące drzewka. Tutaj pare zdjęć:
Żebry, były czarno białe i
biało-czarne, chociaż brzmi to tak samo to jednak podobno jest to
różnica. Co ciekawe żadne ze zwierząt (prócz lwów, z których
udało nam sie zobaczyć tylko jedną samicę, z mało
satysfakcjonującej odległości) to nie przejawiały specjalnej
obawy co do nas i naszego samochodu, co dało nam możliwość
oglądania ich z odległości nawet 2 metrów.
Innymi czworonogami były te zwierzątka
o całkiem majestatycznych rogach, niestety nie znam nazwy, może
ktoś mnie oświeci? Są naprawdę świetne.
O dziwo było też kilka czapli,
niestety nie znam się, bo dopiero w Afryce zobaczyłem swoją
pierwszą czaplę w życiu.
Liczyłem także że znajdziemy
cmentarzysko słoni, jak było to pokazane w dokumencie o Królu
Lwie, ale jedynym odkryciem była stara, samotna czaszka słonia.
Trzeba przyznać, ze ptaki w Kenii są
znacznie większe niż te w Europie, ale jeszcze ani razu nie
słyszałem śpiewu, wszystkie krakają, piszczą, płaczą, ale ani
trochę muzyki. Ta część Kenii którą dotąd zwiedziliśmy i
gdzie żyjemy jest dośc uboga w słodkie trele. Każdego poranka w
Chaaria budzi nas gulgot indyków. Jest to niestety jeden z
najbardziej ambitnych ptasich śpiewów, które pieszczą nasze uszy.
Później czekał nas ekskluzywny
wypoczynek, ale o tym troszkę później, muszę zdjęcia o łącznej
wielkości 2,5mb ładowały mi się 45 minut z chwilami grozy że
wszystko trzeba będzie robić od początku, ale Opatrznośc dzisiaj
była łaskawa. Dalszym planem jest jak zwykle o 20:00 kolacja i
potem trzeba iść na oddział zadbać o pacjentów pozostawionych
tylko jednej biednej głowie pielęgniarki. A ostatnio pacjentów nam
obrodziło, więc trzeba być czujnym, bo różne numery się tutaj
dzieją. A na deser zdjęcia, z którymi już nie mam niestety sił i czasu się mordować (jak zwykle winę ponosi safaricom).

Obstawiałabym, że te pierwsze parzystokopytne to antylopy z rodzaju Oryx, a te drugie, stadne, to gazele jakieś (chociaż za bardzo się na tym nie znam, tak mi się kojarzy z programów przyrodniczych ;) ).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
ale Wam zazdroszczę super przeżycia ,chętnie bym Was odwiedziła Mama Artura
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia! Jednakże odczuwam niedosyt z powodu braku lwa :P Mam nadzieję, że w następnym parku je zobaczycie!
OdpowiedzUsuńK.
wyglada na super zabawe
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
chrzestnica Artura, Natalia
XxX