Czołem,
Zegar z okolicznymi ptakami, ktoś wie jaki to gatunek? |
Minęło pierwsze pięć dni naszego
pobytu i już mamy mały wgląd na to jak wygląda praca na Czarnym
Lądzie w jego jednej z biedniejszych części. Trzeba zaznaczyć że
jest to jednak całkiem dobrze zorganizowany szpital, mimo wielu
trudności i braku dostępu do sprzętów, które są u nas
popularniejsze od kurzu. A mam na myśli przede wszystkim większość
z tych sprzętów, które u nas są STERYLNE. Oczywiście nie brak
sterylnych cewników, strzykawek i igieł, jednak brakuje opatrunków
sterylnych, a przede wszystkim sterylnych rękawiczek, a od tego
zależy co najmniej teoretyczna sterylność reszty sprzętu. Od razu
zaznaczę, że to co piszę nie dotyczy sal operacyjnych, chodzi mi o
sprzęt w izbie przyjęć. Sala chirurgiczna to świętość i jest
najlepiej zaopatrzona według słów Artura, który dzisiaj cały
dzień spędził właśnie tam.
Jako iż nie mam oporów ku temu,
pozwoliłem sobie dyskutować po koleżeńsku z clinical officers na
tematy między innymi sterylności, czy leczenia, oczywiście
wyłącznie dla dobra pacjentów. Cieszący jest fakt, że są chętni
do współpracy, można się wzajemnie od siebie wiele nauczyć, a
przyjemność z dzielenia się swoją wiedzą niestety ciągle
biczuje mnie za wszystkie dni, w których ani razu nie spojrzałem do
książki. Na szczęście na razie wszystko jest jasne.
A teraz coś z zupełnie innej beczki.
Higiena przychodnich pacjentów jest
bardzo często na miernym poziomie, co wynika może z braku bieżącej
wody, może środków czystości, a może po prostu z bagatelizowania
potrzeby codziennego mycia ciała czy zebów. Do tego dochodzi
bardzo mała ilość placówek służby zdrowia, dlatego ratunkiem
dla ludzi są szpitale takie jak ten w Chaarii. Nie ma lepszego
sposobu na udowodnienie tego jak podzielenie się z wami przykładem.
Niech będzie nim pacjentka posługująca
się językiem Samburu leżąca na oddziale damskich w, którym
pomagam w tym tygodniu.
Wjazd na dziedziniec wspólnoty, a w tle karetka. |
Nikt kompletnie jej nie rozumie. Była
leczona na ciężka malarię i zapalenie płuc. Z racji że posługuje
się językiem z dalekiej północy po prostu nikt nie zbierał od
niej wywiadu... Kobieta zaczepiała mnie często, podawała rękę i
pokazywała że boli ją głowa, coś tam macha jedną ręką nad
przeciwległym przedramieniem i krzywymi grymasami starała się
przekazać informacje. Jednak officer nie przejmował się tłumacząc,
że po prostu się nie dogada. Po południu postanowiłem zajrzeć do
niej, mimo że kompletnie nie znam żadnego afrykańskiego języka.
Nieważne było to, że się nie rozumiemy i że niewiele specjalnego
zrobiłem dla niej przepisujac jej tylko meloxicam i amoxycylinę,
którą potem jednak wykresliliśmy. Przepisałem jej to na chatę,
bo jak się okazało gdy łaskawie się ją zbadało to cierpiała od
tygodnia na zapalenie żyły, spowodowanym prawdopodobnie terapią
cetriaksonem, ale może i przez wenflon. Posłuchałem, ciśnionko
zmierzyłem, pokrzywilismy się do siebie biadoląc we własnych
językach. A wieczorem jak z Arturem zrobiliśmy mały obchód to
podbiegła do mnie niesamowicie uradowana jak bardzo jej dobrze,
mówiąc coś w Samburu i po swahili "mzungu!" i pokazując
wszystkim rękę, ciągnąc mnie za sobą po oddziale i gadając do
pielęgniarek, które i tak nic nie kapowały. Trzeba przyznać, że
ludzie tutaj lubią, gdy obejrzy ich "biały lekarz". O tym
mówił nam dr Beppe kiedy pytaliśmy czy możemy się pokazywać
nocą na oddziałach. Powiedział żebyśmy chodzili jak często
chcemy gdyż sama obecność i zainteresowanie podnosi ich na duchu
sprawiając że czują się pod dobrą opieką. Wracając do poczatku
przykładu – niestety w okolicach rozmawia się w około 70 różnych
językach, wyobraźcie sobie pracę w takich warunkach. Szczęśliwie
większość zna swahili lub kimeru.
Razem z Ericiem, clinical officerem, który jako pierwszy wdrożył nas w Chaaaria Hospital. |
Z ciekawszych rzeczy, między
przypadkami gruźlicy płucnej, gruźlicy otrzewnej, trądem,
malariami, amebami czy zatruciami okolicznym, tradycyjnym piwskiem,
było szycie rany spowodowanej atakiem... Maczetą. Mówią na nią
tutaj albo panga, albo pangata, nie jestem jeszcze pewien. Jest to
pospolity ostatni argument w rozmowie, lub sposób na rozładowanie
stresów czy niejasności towarzyskich. Pierwotnym zastosowaniem jest
cięcie drewna, ale to nudne. Miałem okazję szyć ranę faceta,
który w wyniku ataku stracił jeden palec, a także miał podcięty
(a la samobójczy emo) nadgarstek z dumnie tętniącą tętnicą,
która cudem uniknęła rozcięcia. Przyszedłem do tego pacjenta już
w trakcie szycia mając mozliwość je dokończyć, niestety
niepocieszający był fakt, że... Ofiara nie ruszała drugim ani
trzecim palcem. Obawiam się, ze officer średnio zrewidował ranę,
ale ja tam się nie znam. Afryka.
Ojej, maczeta... A ja jestem świeżo po dokumencie o masakrze w Rwandzie, więc ciekawostka wydała mi się raczej przygnębiająca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i powodzenia życzę! :)