czwartek, 25 lipca 2013

Skorpiony!


Pochmurny i chłodny poranek rozpoczęty naglącym paradokem nie zapowiadał tego, jak po seminarium z EKG prowadzonym przez doktora Beppe ten dzień może stać się całkiem zabawny i słoneczny. W każdym razie bardziej niż w dniach poprzednich, gdzie trzeba było pożegnać kilku pacjentów, którzy nie zdołali pokonać swoich chorób.

Po godzinie 9 zawitało piekące słońce i bezchmurne, błękitne niebo, było "na skórę" z 30 stopni w słońcu do godziny 14, także korzystając z wolnych chwil mogliśmy pocieszyć się w końcu chwilami opalania. Ale nadal istnieje powazne ryzyko, że wrócimy z Afryki kompletnie biali. Jedną z przechadzek na kawę przerwał nam ten jegomość, który po krótkim pozowaniu i ustawianiu przy pomocy patyka postanowił sprzeciwić się mojemu butowi, ale jego trud już skończon.

Do tego mamy nowego kolegę, który obecnie przesiaduje na kratce chroniącej nas przed moskitami, szkoda że większość tych kratek jest skorodowana i w pyle (co wieczór udaje nam się zabić jednego-dwa komary, nie jest to dużo, ale w okolica jest bogata w P. falciparum). Te "bąki" zyją w dziurach zrobionych w stropie, ścianach, drewnie, jak na załączonym obrazku.
Tu żyją te "bąki"
W szpitalu działo się dzisiaj nad wyraz mało, ale godna wspomnienia jest historia o kobiecie, którą przyszła się zbadać z powodu dyskomfortu brzusznego i bólu głowy (tak brzmi większość wstępów do skarg tutejszych pacjentów w izbie przyjęć). Posłuchałem, pomacałem, powiedziałem że mnie to wygląda na ciąże, nie guz, a jeśli już to naprawdę zaniedbany i rosły. Posłaliśmy ją na test ciążowy, ale ten wyszedł ujemny. Ale na brzuchu kresa biała była czarna, także coś dziwnego. Zrobiono USG, gdzie wyszedł całkiem spory bobas, potem kobieta przyznała sie, że wlała wodę do testu, bo chciała usunąć ciąże. Historia ciąży jest dość smutna, więc tyle starczy.

Czasem takie można znaleźć w pokoju, pod łóżkiem itd...
Poprzyjmowałem trochę pacjentów dzięki mojej miłej tłumaczce, co ciekawe zdaje się, że miałem okazję widzieć ból głowy klasterowy – chłopaczek młody miał bolące, zaryczane, zaczerwienione oko (podczas napadów), bardzo długo trwające, połowiczne bóle głowy, napadów mnóstwo w ciągu tygodnia i od lat, jak się zacznie, to moze trwać cały dzień, katar po jednej stronie podczas napadów, no jak w książce, ale oczywiście mogę się mylić, w każdym razie odesłałem go z małą zaprawką do Meru, ponieważ z wywiadu i badania żadnego towarzyszącego zaburzenia nie udało się znaleźć, którym można by było usprawiedliwić bóle, ktoś mądrzejszy musi spojrzeć na biedaka. Tutaj nie ma żadnych leków, które mogłyby przerwać ból. A co do leków, to czasem nawet jak są, to nie ma jak dawać – co z tego, że mamy warfarynę, skoro nie możemy mierzyć INR?

Cieszy mnie to, że możemy tutaj ćwiczyć wszystko, czego by nam nie pozwolono zrobić w Polsce. Paracentezy, punkcje lędźwiowe, pacjentki nie mają nic przeciw temu byśmy badali im piersi, czy per vaginum (każdy wie, że na ćwiczeniach z ginekologii korytarz robił się pusty, a pacjenci przybywali dopiero gdy już nie było studentów), wszelkie kłucia skóry, naczyń, stawów, przycinanie wędzidełek języka niemowlakom(tak zwany "tongue tie"), szycia, ogółem - dobra szkoła. Żeby jeszcze było widać u czarnych żyły tak jak u białasów, a tutaj masz czarne na czarnym. Aby się przebić wenflonem, trzeba włożyć w to dziesięc razy więcej energii niż robiąc to samo przez naszą delikutaśną skórkę.
Ciekawa była wizyta pacjentki przybyłej by zdjąć gips ze złamanego wcześniej piszczela, a także by pokazać drugą, potężnie grubą nogę. Niestety nie podam obwodu, bo nie ma tutaj centymetra. Ale na oko to było: noga po gipsie z 45cm w udzie, a bez gipsu – z 70 jak nic. Nie ruszała się, tętna nie znajdziesz, ale raczej taka ciepła, pazury u stóp przecięły mi rękawiczkę, opuchnięta, trochę bolesna, robiła się taka stopniowo od tygodnia. Na początku podejrzewaliśmy popularnie tu wypisywany cellulitis, zakrzepicę, inne bajery, ale po 3h przy wizycie, już na oddziale, okazało się, że druga puchnie powoli zbliżając sie do wielkości większej. Nerki git, krew ok, wszystko na cacy, tylko niczego z krzepnięcia tutaj nie można zbadać. Tętno 150 bez żadnej reakcji na leczenie, granulocytoza, taka spocona, na razie czekamy co tam się z niej dalej rozwinie, bo ma ból w klatce piersiowej, ciężko jej stwierdzić czy nasila się przy oddychaniu bo słabo kumata. Czy ktoś wie może, czy należałoby podejrzewać zatorowość z powodu długiego unieruchomienia jednej z kończyn? Heparyny tutaj nie rozdają tak jak u nas, więc tak trochę sądzę. Na razie z heparyną czekamy do jutra, bo nie ma personelu, który by mógł nam w tym pomóc, nie wspominając o badaniach.

Ciekawe jest, że czarni mają zupełnie inny wygląd, kiedy dostaja grzybicy. Skóra pokrywa się białym nalotem, łuszczy się nad wymiar, nie brak też grzybic pochwy, często nawrotowych, a niestety prócz antybolców nic zaproponować nie można, szczególnie brak mi tutaj probiotyków, jeden z officerów mi powiedział, że jedyny raz kiedy je widział był za czasów jego studiów.

Całkiem zamożna rodzinka przyszła z córeczką, której zaniedbaną raną opiekował się ojciec. Uraz śródręcza, możliwe że i ścięgna, był opatrywany przez jej ojca gumą arabską, czego skutkiem był szponiasto nieruchomy palec córki, z którym już nic sie nie dało zrobić. Winą zaniedbania był też brak lekarza, ponieważ pochodzą z dość dalekiej wioski.

Istotnym aspektem naszego pobytu w Chaaria jest to, że jestesmy biali i z Europy. Mzungu. Ponieważ jeden z pacjentów mocno naciskał by dać mu skierowanie do pokoju obok, gdzie ciężko zarobiony pracował doktor zajmujący się USG, trzeba było ułozyć scenkę, by jegomościa uprzejmie spławić. Wyjście było jedno. Poproszono doktora Artura Balasę do zagrania roli głównego lekarza izby przyjęć. Po krótkim i wnikliwym wywiadzie, angielskich pytaniach do officera, który przemawiał do pacjenta w swahilii i dawał odpowiedzi Arturowi, ten wstał, by wysoko wyspecjalizowanym, ortopedycznym okiem, spojrzał, zbadał rękoma narząd ruchu, zwanym w żargonie "kolanem" i w końcu wydał werdykt "sała sała". Uradowany pacjent potrząsnał dłoń doktora i kłaniając się opuścił gabinet. Z uśmiechem. Zadanie wykonane.

Dobre, kenijskie piwko. Tylko daleko trzeba po nie iść.
Kończąc podzielę się informacją, że od poniedziałku będizemy mogli rozgrywać mecze Polska-Kenia w piłkę nożną, ponieważ codziennie po pracy częśc personelu gra na pobliskim boisku. Prócz tego, to co wieczór czujemy się jak w klasztorze, gdy cały dziedziniec wypełniony jest kościelnym śpiewem i modlitwami. Czasem trwa to nawet długa godzinę. Za dnia zaś nasze uszy gości wysokiej częstotliwości śpiew sprzątaczki, która lubi zmieniać tonację z dur na mol, całkiem jazzowo, tylko w stylu folk...

Na razie tyle, pozdrawiam!

1 komentarz:

  1. cZekolady jakie zadowolone...pewnie MAtiz i Arturomaja branie

    OdpowiedzUsuń