Pochmurny i chłodny poranek rozpoczęty
naglącym paradokem nie zapowiadał tego, jak po seminarium z EKG
prowadzonym przez doktora Beppe ten dzień może stać się całkiem
zabawny i słoneczny. W każdym razie bardziej niż w dniach
poprzednich, gdzie trzeba było pożegnać kilku pacjentów, którzy
nie zdołali pokonać swoich chorób.
Po godzinie 9 zawitało piekące słońce
i bezchmurne, błękitne niebo, było "na skórę" z 30
stopni w słońcu do godziny 14, także korzystając z wolnych chwil
mogliśmy pocieszyć się w końcu chwilami opalania. Ale nadal
istnieje powazne ryzyko, że wrócimy z Afryki kompletnie biali.
Jedną z przechadzek na kawę przerwał nam ten jegomość, który po
krótkim pozowaniu i ustawianiu przy pomocy patyka postanowił
sprzeciwić się mojemu butowi, ale jego trud już skończon.
Do tego mamy nowego kolegę, który
obecnie przesiaduje na kratce chroniącej nas przed moskitami, szkoda
że większość tych kratek jest skorodowana i w pyle (co wieczór
udaje nam się zabić jednego-dwa komary, nie jest to dużo, ale w
okolica jest bogata w P. falciparum). Te "bąki" zyją w
dziurach zrobionych w stropie, ścianach, drewnie, jak na załączonym
obrazku.
Tu żyją te "bąki" |
W szpitalu działo się dzisiaj nad
wyraz mało, ale godna wspomnienia jest historia o kobiecie, którą
przyszła się zbadać z powodu dyskomfortu brzusznego i bólu głowy
(tak brzmi większość wstępów do skarg tutejszych pacjentów w
izbie przyjęć). Posłuchałem, pomacałem, powiedziałem że mnie
to wygląda na ciąże, nie guz, a jeśli już to naprawdę
zaniedbany i rosły. Posłaliśmy ją na test ciążowy, ale ten
wyszedł ujemny. Ale na brzuchu kresa biała była czarna, także coś
dziwnego. Zrobiono USG, gdzie wyszedł całkiem spory bobas, potem
kobieta przyznała sie, że wlała wodę do testu, bo chciała usunąć
ciąże. Historia ciąży jest dość smutna, więc tyle starczy.
Czasem takie można znaleźć w pokoju, pod łóżkiem itd... |
Poprzyjmowałem trochę pacjentów
dzięki mojej miłej tłumaczce, co ciekawe zdaje się, że miałem
okazję widzieć ból głowy klasterowy – chłopaczek młody miał
bolące, zaryczane, zaczerwienione oko (podczas napadów), bardzo
długo trwające, połowiczne bóle głowy, napadów mnóstwo w ciągu
tygodnia i od lat, jak się zacznie, to moze trwać cały dzień,
katar po jednej stronie podczas napadów, no jak w książce, ale
oczywiście mogę się mylić, w każdym razie odesłałem go z małą
zaprawką do Meru, ponieważ z wywiadu i badania żadnego
towarzyszącego zaburzenia nie udało się znaleźć, którym można
by było usprawiedliwić bóle, ktoś mądrzejszy musi spojrzeć na
biedaka. Tutaj nie ma żadnych leków, które mogłyby przerwać
ból. A co do leków, to czasem nawet jak są, to nie ma jak dawać –
co z tego, że mamy warfarynę, skoro nie możemy mierzyć INR?
Cieszy mnie to, że możemy tutaj
ćwiczyć wszystko, czego by nam nie pozwolono zrobić w Polsce.
Paracentezy, punkcje lędźwiowe, pacjentki nie mają nic przeciw
temu byśmy badali im piersi, czy per vaginum (każdy wie, że na
ćwiczeniach z ginekologii korytarz robił się pusty, a pacjenci
przybywali dopiero gdy już nie było studentów), wszelkie kłucia
skóry, naczyń, stawów, przycinanie wędzidełek języka
niemowlakom(tak zwany "tongue tie"), szycia, ogółem -
dobra szkoła. Żeby jeszcze było widać u czarnych żyły tak jak u
białasów, a tutaj masz czarne na czarnym. Aby się przebić
wenflonem, trzeba włożyć w to dziesięc razy więcej energii niż
robiąc to samo przez naszą delikutaśną skórkę.
Ciekawa była wizyta pacjentki
przybyłej by zdjąć gips ze złamanego wcześniej piszczela, a
także by pokazać drugą, potężnie grubą nogę. Niestety nie
podam obwodu, bo nie ma tutaj centymetra. Ale na oko to było: noga
po gipsie z 45cm w udzie, a bez gipsu – z 70 jak nic. Nie ruszała
się, tętna nie znajdziesz, ale raczej taka ciepła, pazury u stóp
przecięły mi rękawiczkę, opuchnięta, trochę bolesna, robiła
się taka stopniowo od tygodnia. Na początku podejrzewaliśmy
popularnie tu wypisywany cellulitis, zakrzepicę, inne bajery, ale po
3h przy wizycie, już na oddziale, okazało się, że druga puchnie
powoli zbliżając sie do wielkości większej. Nerki git, krew ok,
wszystko na cacy, tylko niczego z krzepnięcia tutaj nie można
zbadać. Tętno 150 bez żadnej reakcji na leczenie, granulocytoza,
taka spocona, na razie czekamy co tam się z niej dalej rozwinie, bo
ma ból w klatce piersiowej, ciężko jej stwierdzić czy nasila się
przy oddychaniu bo słabo kumata. Czy ktoś wie może, czy należałoby
podejrzewać zatorowość z powodu długiego unieruchomienia jednej z
kończyn? Heparyny tutaj nie rozdają tak jak u nas, więc tak trochę
sądzę. Na razie z heparyną czekamy do jutra, bo nie ma personelu,
który by mógł nam w tym pomóc, nie wspominając o badaniach.
Ciekawe jest, że czarni mają zupełnie
inny wygląd, kiedy dostaja grzybicy. Skóra pokrywa się białym
nalotem, łuszczy się nad wymiar, nie brak też grzybic pochwy,
często nawrotowych, a niestety prócz antybolców nic zaproponować
nie można, szczególnie brak mi tutaj probiotyków, jeden z
officerów mi powiedział, że jedyny raz kiedy je widział był za
czasów jego studiów.
Całkiem zamożna rodzinka przyszła z
córeczką, której zaniedbaną raną opiekował się ojciec. Uraz
śródręcza, możliwe że i ścięgna, był opatrywany przez jej
ojca gumą arabską, czego skutkiem był szponiasto nieruchomy palec
córki, z którym już nic sie nie dało zrobić. Winą zaniedbania
był też brak lekarza, ponieważ pochodzą z dość dalekiej wioski.
Istotnym aspektem naszego pobytu w
Chaaria jest to, że jestesmy biali i z Europy. Mzungu. Ponieważ
jeden z pacjentów mocno naciskał by dać mu skierowanie do pokoju
obok, gdzie ciężko zarobiony pracował doktor zajmujący się USG,
trzeba było ułozyć scenkę, by jegomościa uprzejmie spławić.
Wyjście było jedno. Poproszono doktora Artura Balasę do zagrania
roli głównego lekarza izby przyjęć. Po krótkim i wnikliwym
wywiadzie, angielskich pytaniach do officera, który przemawiał do
pacjenta w swahilii i dawał odpowiedzi Arturowi, ten wstał, by
wysoko wyspecjalizowanym, ortopedycznym okiem, spojrzał, zbadał
rękoma narząd ruchu, zwanym w żargonie "kolanem" i w
końcu wydał werdykt "sała sała". Uradowany pacjent
potrząsnał dłoń doktora i kłaniając się opuścił gabinet. Z
uśmiechem. Zadanie wykonane.
Dobre, kenijskie piwko. Tylko daleko trzeba po nie iść. |
Kończąc podzielę się informacją,
że od poniedziałku będizemy mogli rozgrywać mecze Polska-Kenia w
piłkę nożną, ponieważ codziennie po pracy częśc personelu gra
na pobliskim boisku. Prócz tego, to co wieczór czujemy się jak w
klasztorze, gdy cały dziedziniec wypełniony jest kościelnym
śpiewem i modlitwami. Czasem trwa to nawet długa godzinę. Za dnia
zaś nasze uszy gości wysokiej częstotliwości śpiew sprzątaczki,
która lubi zmieniać tonację z dur na mol, całkiem jazzowo, tylko
w stylu folk...
Na razie tyle, pozdrawiam!
cZekolady jakie zadowolone...pewnie MAtiz i Arturomaja branie
OdpowiedzUsuń