poniedziałek, 29 lipca 2013

Weekend na safari

Czołem,
W ten weekend dostaliśmy zaproszenie od Rafała, Ani i Celiny z Isiolo, którzy przyjechali na wolontariat w tamtejszym szpitalu fundacji Mater Care.
Pierwszą rzeczą, która nas zdziwiła była totalna zmiana otoczenia. W Chaaria i Meru jest pochmurnie, bywa chłodno, słońce tylko okazjonalnie rzuci wiązką promieni zza chmur. Kilkadziesiąt kilometrów dalej w Isiolo wszystko jest kompletnie inne – roślinność jest skąpa, brakuje bananowców, trawa jest sucha i żółta, a horyzont miejscami przesłaniają drzewa w ksztalcie parasolek, rodem z Króla Lwa.




Zostaliśmy ugoszczeni na dwie noce w domu, który służy obecnie wolontariuszom. Wcześniej był on zamieszkany przez biskupów, dlatego warunki w nim są całkiem zacne jak na afrykańskie. Niestety w ostatnich latach zaszła nieoczekiwana zmiana biskupa, ponieważ poprzedni był zbyt dobroduszny i prędki w naprawianiu narastających przez lata problemów. Wtrącił się paru niecnym klechom w ich ciche szachrajstwa, chcąc im odciąć dopływ brudnych pieniędzy. Jednak Prawy Człowiek został pewnego dnia zaskoczony – przechodząc przez bramy swojej posesji w towarzystwie sióstr został on postrzelony przez najętego, czarnoodzianego przedstawiciela kleru. Na biskupa nasłali go oczywiście interesanci z sałatowej opozycji. Postrzelił go śmiertelnie, a w miejscu jego śmierci stoi dziś pomnik-krzyż.

Dom został oprózniony z pamiątek po zmarłym, z wyjątkiem jego zdjęcia w głównym holu i wiecznie zamkniętego pokoju z jego dobytkiem. Podobno zawsze o 1 w nocy okrągła klamka w jego prywatnym pokoju przekręca się, by duch biskupa mógł wybiec na nocne hulańce, gdyż zawsze (mówię serio, w końcu tam spaliśmy!) w nocy słychać niespokojny stukot dochodzacy z poddasza, ciszę przecina skrzypienie podłogi w opuszczonej przez Boga kaplicy, a gdy pokrzepiony kenijskim winem sir Arthur spojrzał do niej przez drzwi z hukiem zamknął je nagle, sam niemal tracąc przy tym głowę. Po trzykroć odważny sir Arthur został tam naskoczony przez bladą zjawę, może samą twarz, ciężko powiedzieć gdy umysł płatał figle, a światło w żarowce migało jakby hulane wiatrem, co oczywiście się zdarzać nie powinno... Zdjęcia niestety choćbym pragnął – nie mogę zamieścić z powodu prześwietlenia cyfrowej kliszy...

Wypinając się na spirytualizm chciałbym wyrazić teraz swoją wdzięczność za polską gościnę gospodarzy, którzy pokazali jak można stworzyć pyszną sałatkę z awokado, stworzyć dobry bigos w środku sawanny, poczęstowali nas potrawą z obcej nam dotąd odmiany banana (który smakował prawie jak ziemniak) i stanowili doborowe towarzystwo do degustacji kilku kenijskich win. Bardzo wam dziękujemy!

Noc była ciężka z powodu szaleństw wyzwolonego z oków cielesności ducha biskupa. Jak wspominał sam Rafał – nie przespał ani jednej nocy bez choćby jednego wybudzenia się w trakcie, co potwierdziło się i u nas, jednak szybki powrót do snu w wysokim procencie wspomagały wypite wcześniej trunki, ufff. Mimo wszystko wszyscy porządnie wypoczęliśmy i byliśmy gotowi przywitać kolejny afrykański poranek.

Następnego dnia ruszyliśmy na safarii do Samburu Park., ale muszę wracać do szpitala, dlatego postaram się opisać to wszystko później, ze stosownymi zdjęciami oczywiście.

2 komentarze:

  1. Czekamy na zdjęcia zwierzątek! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eric Mnyesi, który zmagał się z opuchlizną ciała po nietypowym kontakcie z tajemniczymi pszczołami w Mombasie, zmarł ostatecznie w swoim domu w Kisauni. Sprawę nagłaśniają kenijskie media (KTN TV).



      Osiemnastolatek wykazał się sporą odwagą kilka dni temu, gdy odstraszył atakujący pszczoły za pomocą lemoniady w restauracji. Od tamtej pory owady go jednak prześladowały. Kilka dni później zmarł na skutek obrzęku na całym ciele. Tajemnicze pszczoły zaatakowały posiadłość niewiasty, która go zatrudniała. Nie przyciągnęły ich jednak słodkie substancje, a garnek z gotującym się, osolonym mięsem.



      Lokalni mieszkańcy są przekonani, że dziwne zachowanie pszczół to nie przypadek, a dowód działania sił magicznych. Oskarżają oni o czary kobietę, u której chłopak pracował. Doszli oni do takich wniosków, bo młodzieniec najbardziej opuchł w okolicach intymnych.


      Rodzina poszkodowanego nieszczęśnika interweniowała u lekarzy i szukała ratunku w pomocy duchowej. Rozmaici duchowni przychodzili do domu „opętanego przez czary”, aby odgonić demony. Nie dali jednak rady i mężczyzna zmarł.

      Usuń