Hejo,
Już myślelismy, że nadchodzi czas
upałów i słonecznej pogody, ale mogliśmy się taką nacieszyć
jedynie wczorajszego dnia. Dzisiaj znowu temperatura była nie
większa niż 25 stopni, sporo chmur, a poranek jak zawsze chłodny.
Nadal wyczekujemy ciepłych dni i okazji do opalenia się.
Dzisiejszego dnia z przyjemnością
musiałęm sam zająć się oddziałem damskim, zrobić obchód i
ustawić leczenie nowym pacjentom. W takich wypadkach pocieszające
jest, że nie ma tutaj tylu różnych badań, a kenijska medycyna
nadal w porównaniu do polskiej wygląda na dziką samowolkę.
Przynajmniej nie ciąży na mnie tak napakowana prawem
odpowiedzialność jak w RP. A piszę to dlatego, że za tydzień
oddział zostanie całkowicie tylko pod moją opieką, yay!
Przynajmniej tak to wygląda wedle informacji, które dzisiaj mi dał
officer. I tak mu nie wierzę.
W przychodni znowu masa pacjentów,
cały dzień przyjmowania. Najgorszy w tym jest widok tego, jakz rana
przyjmuje siostra zakonna, której wykształcenie jest dla mnie
całkowitą zagadką. Dla ewidentnej brucellozy wysyłna na badanie
rheumatoid factor, h. Pylori, a jedynym sensownym badaniem z tego
jest jeszcze rozmaz w kierunku malarii. Potem biedny pacjent musi
dalej wywalić kasę na wcale nie tanie badanie w kierunku
brucellozy, która jako jedyna jest pozytywna. Nie wiem jak teraz WHO
się zapatruje na leczenie brucellozy, ale w Kenii obecnie zakazano
używania streptomycyny w jej leczeniu, ponieważ zostawiają ten lek
już tylko do leczenia gruźlicy. A nawet z tak zwanych gold
standardem "streptomycyna 1g domięśniowo i doxycyklinę przez
45 dni" ponad 15% procent chorych może doczekać się nawrotu.
Dlatego stosuje się doxycyklnę+ ciprofloxacynę przez 21 dni, a jak
jest nawrót to takie samo leczenie. Jakoś to działa. Nikt nie
podaje gentamycyny w leczeniu tej choroby.
A co do szkodzącej słuchowi i nerkom
gentamycyny – kochają ją tutaj. Czy coś komuś jest, czy nie,
czy jesteś dorosły, czy dzieciak – dostajesz ją na wstępie na
wszystko. Każdy pacjent przy przyjęciu to dostaje przez 5 dni. Z
przerażeniem wczoraj zobaczyłem jak dziecko z zakażeniem ucha
środkowego dostało od pielęgniarza krople z gentamycyną. Do
usłyszenia!
Z dziecięcych przyjęć, prócz
licznych malarii, zapaleń płuc noworodków, było dzisiaj i wczoraj
całkiem ciekawiej. Jeden chłopczyk w wieku 2 lat miał już drugie
po czterech miesiącach zapalenie układu moczowego. Mało uczuleni
na takie rzeczy officerowie chcieli po prostu leczyć i odesłać.
Jak zajrzałem łaskawie na skórzany flet młodziana, to się
okazało że ma stulejke, co nie jest niesamowitym odkryciem, ale już
gdzieś prowadzi. Po leczeniu odwiedzi chirurga dziecięcego z
uczuleniem jeszcze na PUV, czyli zastawkę cewki tylnej, ponieważ
chłopiec z bólu od zakażenia bał się oddać mocz (to typowe,
dzieci się boją oddać mocz przy zakażeniu, co powoduje ból z
przepełnienia malutkiego pęcherza). Przy cewnikowaniu napotkaliśmy
opór, był dramatyczny krzyk pośród salw wrzasków innej maści, a
potem świat stanął w miejscu, a mocz płynął niepowściągliwie.
Na łózko, bo nikt nie podłączył worka, ani nie zablokował
cewnika, hehe. Także w pokoju tak waliło uryną, że jeszcze przez
pół godziny unosił się ten zapach mimo umycia podłogi i
zmienienia pościeli z kozetki.
Drugi dzieciaczek wyglądał
zdecydowanie poważniej. Wheezing, klata ostro pracowała
międzyżebrowo, rozdęta klatka piersiowa, szybki i płytki oddech,
zażygany, zaśliniony, prócz tego był potworny obrzęk szyi,
szczególnie po lewej stronie i wysoka gorączka. Obraz z seminarki
dr Ociepy. O zaintubowaniu nie ma mowy, chociażby nie wiem jak nasz
doktor się ścierał tutaj. Ponieważ według jego lekcji powinniśmy
najpierw zawołąć anastezjologa (których mamy milion w Kenii,
bardzo dobrych jak już są....), rozważyć intubację, dać
adrenalinę w nebulizacji... Nebulizator? A z czym to sie je? Zostały
sterydy, antybolce. Jutro sprawdzimy jak się ma maluch.
A trzeci chłopiec rozbawił mnie tak,
że gdy spojrzałem mu do swędzącego ucha, pierwsze co, to
zostawiłem matke z dziećmi i pobiegłem po Artura, który pracował
w innym gabinecie. Po przybyciu wspólnie mogliśmy obśmiewać
niecodzienną dla nas sytuację – w uchu był karaluch. Podjąłem próbę wypłukania, ale udało się tylko wypłukać kawałki i trochę nóg robaka. Następnie przy pomocy szczypczyków
Drugi chłopiec pomagał odciągając ucho bratu :D |
Zwłoki robaczka |
Wczoraj wieczorem o godzinie 18:30 gdy
chcieliśmy udać się na odpoczynek przed kolacją, zaskoczyła nas
uśmiechnięta rodzinka z leżącym, oszołomionym młodzianem.
Okazał się być synem całkiem porządnie wyglądającego faceta,
któremu towarzyszyło dwóch wujków. Młody pacjent spadł z około
2 metrów wysokości na plecy, uderzając w coś twardego potylicą.
Z ucha leciał mu potok krwi, poza tym nie wyglądał specjalnie źle.
Źrenice równe, żadnych krwiaków okularowych, z każdą minutą
wyglądał całkiem lepiej. Niedobrze się stąło, że było tak
późno, ponieważ szpital w Meru i transport wieczorem są właściwie
nieosiągalne. A młody wymagał tomografii. Dostał mannitol (zdjety
szybko następnego dnia), sterydy, kwas traneksamowy, który okazał
się w sumie bezsensownym w tej sytuacji lekiem (ponieważ jeśli
krwawienie jest tylko "z ucha" to przestanie w końcu samo
krwawić, a jeśli ze złamania/gdzieś głębiej obok mózgu – to
i tak będzie leciało). Na drugi dzień pacjent zaczął się mocno
pogarszać, tomograf wykazał złamanie potylicy, krwawienie
wewnątrzczaszkowe, on coraz gorszy. Nadal nie można znaleźc mu
neurochirurga, a on ciągle krwawi, bradykardia, ciśnienie wysokie.
Po zmianie leczenia i tak nie ma co liczyć na cudy, a na chirurga
nadal nie ma co liczyć, doktor Beppe stara się mu go załatwić.
Można tylko patrzeć jak się pogarsza, co z resztą nieustannie
czyni.
Typowy w tym wszystkim był kenijski
pokój ducha – ojciec jak gdyby nigdy nic łaził uśmiechnięty i
lekko się śmiał widząc znajomych ludzi w szpitalu. Często tu
widać takie mało przejmujące podejście ludzi, jeśli ktoś w
rodzinie ma przerypane. Tylko dwa razy widziałem tutaj płaczące
osoby – jedną był chłopiec z obcinanym siusiakiem, który dostał
pięścią od obrzezającego chirurga, za to że ryczał, a drugą
osobą był człowiek, którego żona umarła z powodu przerzutów
raka piersi.
A teraz czas na kolację i odpoczynek
(czyli naukę i naukę EKG, ponieważ uczymy officerów podstaw, sam
będąc świadomym, że ja do orłów nie należę).
Do następnego
P.S. Po godzinie walki z internetem w końcu udało się wrzucić ponad 500kb zdjęć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz