Jutro mija miesiąc, odkąd przybyliśmy
do Kenii. Obaj mamy poczucie, jakbyśmy byli już tutaj dobre pół
roku, tęskni się za rodziną, za dziewczynami, pieskami, naszymi
miasteczkami, ale na szczęscie emocje jakich nam dostarcza Afryka
jakoś to rekompensują i odciągają nas od napełniających troską
tworów wyobraźni.
W ten weekend gościliśmy w Cottolengo
Celinę, niestety niezbyt długo, z powodu problemów z transportem.
W ten weekend długo padało, ale nie na tyle, by zablokować drogi.
Przynajmniej kurz nie wpraszał się do płuc i zatok. Na terenie
wspólnoty Celina stwierdziła, że właściwie nie mamy tutaj żadnej
prywatności, co jest całkowicie prawdą, ponieważ tutaj mieszka
się niemal w szpitalu. Od wyjścia z pokoju mamy 2 minuty i jesteśmy
na oddziałach. W ten weekend skupiliśmy się wyłącznie na
oddziale położniczym i noworodkach.
Nasza miła koleżanka pomogła nam
uzupełnić wiedzę na temat opieki nad ciężarnymi w Afryce,
wszystko co trzeba wiedzieć o poradnictwie dotyczącym często
wystepujących tutaj zapaleń gruczołów sutkowych – ogółem
weekend był całkiem ginekologiczny. Zgodnie z prawem serii w tym
tygodniu w izbie przyjęć pojawiło się mnóstwo przedłużających
krwawień, bolesnych, przyjmowałem pacjentkę z guzem jajnika,
mięśniakami macicy, jak zwykle było trochę kobiet z poronieniami.
Niestety pomimo największych chęci, żeby dać Celinie możliwość
przyjęcia porodów, których jest tu zawsze pełno od rana do
wieczora, w sobotę jak na złość działo się nie więcej jak...
Nic. Tylko pare cesarek.
Obecność Celiny okazała się
błogosławieństwem dla jednego 5 miesięcznego bambo, jak i jego
matki – robiąc obchód zauważyła, że dziecko się zatrzymało.
Przeprowadziliśmy resustytację, odessaliśmy i zabezpieczyliśmy
dzieciaka, aby po pół godzinki mógł spokojnie już ssać pierś.
Choruje na ciężką malarię i zapalenie płuc.
Ogółem praktyka pediatryczna to w
większości długotrwałe biegunki, wymioty, kupa kupa kupa, malaria
i zapalenia płuc, rzadziej anginy, astma, zapalenia gardziołek....
Pocieszające jest to, że cała ta wiedza mimo wszystko przyda mi
się w Polsce jak sam będę musiał zbierać na swoją michę, gdy
przestanę już pasożytowac. Ciekawe dla mnie jest to, że gdy
osłuchuję ryczące na mój widok dzieci, to uszy nie cierpią tak,
jak dzieje się to, gdy nieprzyzwyczajeni do osłuchiwania pacjenci
zaczynają Ci gadać, gdy wsłuchuję się w płuca. A trajkoczą w
najmniej odpowiednich chwilach, w przypływie zrezygnowania gadam już
do nich po polsku, co jest tutaj wielką ulgą, bo mnie nie
rozumieją.
Wczoraj przyjmowaliśmy także dziecko
z zdekompensowaną niewydolnością serca, głównie prawokomorową,
w EKG wszystkie możliwe przerosty (zostawiliśmy sobie pare kopii
EKG na pamiątkę), opukiwanie sensu nie miało, bo serce biło mu
nieco nad pępkiem, duszące się, calusieńkie opuchnięte –
kończyny, wodobrzusze, genitalia, twarz, woda była wszędzie, nawet
w płucach. Po podaniu leków i potem 20 minutach poszukiwania żył
w zalanym wodą ciałku udało mi sie znaleźć na ślepo jakąś,
która nie pękła, gdy bardzo przyjazna pielęgniarka trąciła rękę
już zmęczonego dziecka czyniąc trudy zmarnowanymi, a dziecko dalej
cierpiące. Na razie wyrównujemy dzieciaczka, żeby posłać go do
Kenyata Hospital, gdzie może mimo biednej kenijskiej medycyny uda
się mu jakoś pomóc.
Dodam, że wcześniej przez 10 minut
wkłuwał się pielęgniarz, który prócz zajarania fajek, nie
szczędzi sobie wieczorkami przeżuć trochę miraa – tutejszej
pobudzającej roślinki. Jest to dla mnie bardzo ciekawe, że jest to
tutaj całkowicie legalne, na razie nie mam zdjęć tego hmmm...
Narkotyku? Ponoć za takie stwierdzenie można tutaj dostać pangą,
nie raz, a do tego śmiertelnie.
Miraa rośnie tutaj jak chwast, jest
wszędzie – żuje sie jej liście i łodygi, w smaku ponoć bardzo
kwaśne, a efekt jest chyba nieco podobny do amfetaminy – myśli
się szybko, spać się nie da – używający tego mówią, że to
po prostu coś dla tych, którzy nie lubią kawy, czy herbaty. Miraa
jest eksportowana do krajów arabskich z duzym zyskiem dla Kenii. Na
czymś kasę trzeba robić w tej całej biedzie.
Prócz tego w tym tygodniu jak zawsze
zdarzyło się trochę szyć, dzieci które "upadły na kamień"
a miały w ranie kieszeń na pół małego palca ręki i szerokie
rozcięcia, kobiety które nie przepraszają chłopaków i dostaja
pangą, brat brata oblał wrzątkiem bo go wkurzył.... Zawsze to
samo. Na oddziale przyjęliśmy kobitkę na obserwację, która
wracając spokojnie ze szkoły została na ulicy przed swoim domem
napadnięta przez... Swojego męża. Ciepłe powitanie pięści i
kopniaków rozgrzanych od ciosów przyprawiły ją o utratę
przytomności, a jedyne co pamięta to to, że nazywał ją –
dzieci, nie czytajcie – dziwką, szmatą i innymi synonimami. Na
ratunek przyszli sąsiedzi, którzy donieśli ją nieprzytomną do
szpitala. Rozwieję wątpliwości – to bardzo normalna, porządna
kobieta. Jednym wielkim szczęściem w tych wszystkich tragediach
jest to, że wszystko się odbywa na trzeźwo. Gdyby alkohol był w
polskich cenach, prawdopodobnie była by tu ciągła wojna. Zwykłe
piwko kosztuje najmniej 4-5 złotych. Najtańsze. A wyboru tutaj
wielkiego nie ma. Gdy ktoś jest dobrze opłacany to z wywiadu
wychodzi, że zarabia maksymalnie 40zł za dzień.
Przerywnik kulturalny - odgadnij który apostoł jest którym. |
Edukacja w Kenii jest płatna. W
rodzinach mających często około 10 rodzeństwa trzeba często
samemu zarobić na edukację. Bywa, że pieniądze zdobywa się też
dzięki darowiznom przyjaciół, jak ostatnio zdarzyło się to w
szpitalu, gdzie anastezjolożka zbierała pieniądze dla swojej
przyjaciółki, która chce dostać się do szkoły dla nauczycieli.
Prócz tego trzeba grube pieniądze płacić za jedzenie (kilogram
kurczaka kosztuje tu około 100zł, inne mięsa są podobnież
drogie, warzywa kosztują po polsku), za prąd płaci się zależnie
od "sytuacji ekonomicznej", ale zawsze słono, bieżąca
woda to luksus, środki czystości są czaasem nieco droższe niż w
Polsce – wszystko kosztuje niesamowicie słono, a żeby wyjśc na
człowieka trzeba włożyć nieludzki wkład, jak na europejskie
warunki. Jak na afrykańskie jeszcze bardziej. Nie jest tutaj
normalne, że człowiek coś daje od siebie.
Idąc przez wioski,
miasta, widać legiony siedzących, plujących, lampiących się na
białego człowieka znużonym wzrokiem i marnujących swój potencjał
ludzi. Dziesiątki zebranych w jednym miejscu, bezrobotnych młodych
Kenijczyków. Cały ten obraz bardzo kłóci się z widokiem ludzi,
którzy naprawdę wypruwają sobie tutaj żyły, żeby zarobić
wystarczająco grosza na edukację i próbować wyjść z tego
smutnego dołka. A wracajac do pobitej kobiety – jej mąż jest
bezrobotny, tylko dorywczo pracuje na farmie z pangą, a tamtego dnia
na szczęscie jej nie dzierżył.
Zmieniając temat na bardziej radosny
chcę pochwalić Artura za to, że przeprowadził swoje pierwsze
obrzezanie. Przeprowadził w znieczuleniu miejscowym młodego
kenijczyka przez próg dorosłości. Wszystko sam od początku do
końca, niestety tamtego dnia były tylko 3 obrzezania. Istotnym jest
to, że przeprowadza się to obecnie w znieczuleniu. To doskonały
komfort, gdy ściskając szczypcami maksymalnie naciągniętą skórę
penisa kroi Ci ktoś ją w miarę czystymi, ale nie sterylnymi
narzędziami. Do dziś w wielu miejscach nie ma komfortu bycia
poczęstowanym lidokainą, a nasi koledzy officers byli obrzezani bez
znieczulenia i jak to powiedział jeden z nich "Bóg jeden wie"
jak oni to wytrzymali, ale nie ryczeli, nie ronili ani łzy. Dlatego
podczas obrzezania, jeśli chłopiec płacze, to operacja jest na
moment przerywana, by pięścią uspokoić pacjenta. Tutaj płacz
prawie zawsze zwalcza się zawsze pięścią i obśmiewaniem,
zależnie od okoliczności.
Na razie tyle, pozdrawiam!
Ciekawe przeżycia:) K.
OdpowiedzUsuń