wtorek, 20 sierpnia 2013

W niedzielę odpoczywamy.


 Czołem,

Dzisiaj w końcu był czas konkretnego odpoczynku – cały dzień śpimy, ledwie wychylilismy nosy poza dziedziniec we Wspólnocie, gramy w pingponga, piłkarzyki (jej!) leżymy, jemy, pijemy, byczymy się. Pogoda ostatnio bardzo dopisuje – niestety z racji naszego sposobu pracy opaleni jesteśmy głównie na twarzach i karkach, trochę na rękach. Ale temperatury z pewnością przekraczają czasem 30 stopni, a równikowe słońce równo smaży w czachę.

Zacznę od trochę już przestarzałej informacji. Nasza koleżanka Celina w ramach wolontariatu wyruszyła na kilka dni do jakiejś dzikiej wioski w buszu. Znajduje się tam mała przychodnia i porodówka, a bezpieczeństwo zapewniają z tego co wiem uzbrojeni strażnicy. Czarni boją się białego, ale ostatecznie dają się szczepić i badać. By wrócić czekała na transport z Mater Care, ale tych spotkało niezbyt przyjemne doświadczenie:
"Anna Lew-Starowicz
Dziś rano samochód Mater Care został ostrzelany w drodze do Merti (Merti oddalone jest około 200 km od Isiolo). Jechał nim kierowca Dan, doktor Kirua ze szpitala i pielęgniarka. Dan miał odebrać z Merti naszą wolontariuszkę Celinę. Niestety, musiał uciekać z powrotem do Isiolo. Napastnicy celowali w kierowcę. Nie wiadomo, kim byli. Mogli to być zwykli rabusie z buszu. Mogli być to również somalijscy bandyci. Jedna z kul przeleciała tuż ponad przednią szybą i uszkodziła karoserię. Na szczęście pasażerom i kierowcy nic się nie stało. Jutro z samego rana Dan znów jedzie do Merti, bo Celina czeka na niego. Wybierze inną drogę i poprosi policję o eskortę. Skóra mi cierpnie, bo przecież w środę drogę tę pokonywał Rafał z Celiną, a miałam też pomysł, by dziś sama pojechać z Danem do Merti."


Oczywiście nie wszystkie cześci Kenii sa tak niebezpiecznie – u nas można zarobić tylko nożem lub mieczem. Ale tego typu niebezpieczeństwa czekają właśnie w buszach, bliżej granicy z Somalią i mniej uczęszczanych przez białych okolicach.
W sobotę zwiedzaliśmy Meru, gdzie udało nam się zwiedzić markety przeznaczone dla normalnych mieszkańców Kenii, przejść się obok slumsów, gdzie gonił nas dzieciak bardzo czule dotykający Artura i czule drąc się do niego "Mzgungu money! Give me, give me! Moneey! Mzuuunguuu!". Dobry kilometr nas gonił i łapał mojego ubrudzonego nim towarzysza. Swoją drogą nic nie wolno takim dawać – ten jeden dzieciak wyskoczył z gromadki około 15 podobnych chłopaczków, gdzie szczerze mówiąc obawiałem się raczej napaści przez całą piętnastkę niż nagabywania przez pojedynczego skrzeczącego biedaczka. Nieprzyjemna myśl o obrabowaniu przez całą szajkę zrodziłą się przez to, że znam krótką opowieść o jednych wolontariuszach z Cottolengo, którzy w Meru zostali przez taką właśnie bande napadnięci, przy czym zginęła im jedna torba, na szczęście tylko tyle.
Po drodze też zobaczyliśmy typowy widoczek relaksującego się mieszkańca miasta. Rysopis: Czarny, w wieku produkcyjnym, ma dwudziestu rodzeństwa, ulubionym zajęciem jest leżenie w różnych miejscach. Kolega mi powiedział, że w Polsce jest tak samo – na wsiach też oglądają przechodnich ludzie, a w miastach też, ale w telewizorach. Ale mimo wszystko wydaje mi się, że przy takim dziecioróbstwie ilość bezrobotnych jest drastycznie wyższa. Do tego taki stan sprzyja właśnie typowym utarczkom rodzinnym i między znajomymi, które kończą się dziabaniem nożami i pangami.
Na oddziale jak zwykle, zrobiliśmy sami obchód, w sumie już radzimy sobie prawie w ogóle bez pomocy officerów, niestety nadal nie ma żadnego porównania do tego jak trzeba będzie pracować w Polsce, ale dobre i to na początek.


Kolejne dni przynoszą coraz więcej skrzydlatych nieprzyjaciół. Dzisiaj zabiliśmy w ciągu dnia około 8 komarów, tylko za dnia. O drugiej w nocy zbudziło mnie wrogie bzyczenie i nie usnąłem dopóki nie zabiłem dwóch czających się na nas komarów. Wieczorem po kolacji wracająć po schodach widzieliśmy cały rój błądzących moskitów. Okropne. Najgorsze, że prawie każdy z nich ma w sobie szczepy P. falciparum od pacjentów. Na szczęście dotąd żaden nie był wypełniony krwią, brrrr...
Na oddziale dzisiaj miałem "psychologiczną" rozmówkę z pacjentką, która po prostu nie umie zderzyć sie ze swoim życiem, ma problemy ponieważ jej obecny mąż jest umysłowo chory, nie pracuje, ma z nim dwójkę dzieci, dwójkę z poprzednim. Ojciec dał jej sklep, ale nie ma pieniędzy by zacząć biznesik fryzjerski, ani na maszynę do szycia ubrań. Dlatego dostaje ona histerii i ucieka od swoich problemów siedząc w szpitalu, mam nadzieję jednak, że chociaż trochę udało mi się ją przekonać do tego jak bezproduktywne jest jej siedzenie w szpitalu. Zagaduje pracowników, pacjentów, stara się "pomóc" kupując im za swoje pieniądze rzeczy, nosząc wodę, pilnując czy nie pokończyły się kroplówki, skupia swoją uwagę na innych by uciec od myślenia nad tym, co zrobić ze swoim życiem. Potem zagadała mnie znowu, bo zakochała się w kolejnym facecie, ale ten ma HIVa i uprawiają sex bez gumki, pyta mnie czy to źle, takie tam podstawowe rzeczy o HIV. Chce z nim wziać ślub, mieć dzieci itp. Strasznie niepoukładana kobieta – ciągle wchodzi w jakieś patologie, a teraz do tego jest prawdopodobnie zakażona wirusem, ponieważ mówi, że wolą bez gumki, a testy póki co ujemne – chce mieć dzieci a teraz jest szansa, że urodzi je z wirusem i tak dalej będzie zakażać, bo z każdym co jakiś czas włazi do łóżka. Bardzo nierozsądna.
Prócz tego przerobiliśmy z Arturem wspólnie trochę pacjentów, ale takie leczonko tutaj to cały czas objawowe, brak specjalistów, sprzętu leków, wytyczne są jakie są, ale wszystko i tak opiera się na tym, ile jest w stanie wydać pacjent, a pieniędzy im brakuje na niemal wszystko.


No to czas na pare zdjęć – jedno to x-ray ramienia kobiety, którą podejrzewaliśmy o osteomielitis z powodu paskudnych owrzodzeń i zaciągniętych blizn na ramieniu. Jak się okazało po operacji był to porządny odłamek kości, który ciągle ją nadkażał – stąd wzięłą sie u niej sepsa, potem niewydolność nerek, wątroby, do tego po kilku przebytych w przeszłosci operacjach ma zrosty, które sprawiły jej czasową niedrożnosć ->wodobrzusze, do tego doszła kolejna sepsa i niewydolność nerek, ale teraz już jest stabilna i powinno być ok. Nadal zostaje problem zatrzymania moczu – bez cewnika kobieta nie sika w ogóle, a nadal nie możemy poznać przyczyny tego stanu. Czwórka dzieci, w tym jedno dwumiesięczne siedzi i oczekuje w domu, a ona bez sensu już leży w szpitalu. Nie mamy pojęcia co może być przyczyną i jak leczyć to, ze nie oddaje moczu bez cewnika.

Kolejne zdjęcie to jeden z wielu przykładów tego, jak kończa sie tutaj zapalenia tkanek miękkich palca. Często ropień palca rośnie, rośnie potem sam pęka i zostawia palec w stanie jak na zdjęciu – kości, ścięgna, naczynia na wierzchu, nie ma co zszyć. Mnóstwo ludzi tak właśnie zaniedbuje swoje problemy – aż nie ma co zbierac.
Na razie tyle, pozdrawiam


P.S. Wybaczcie brak wpisów, nie mamy internetu obecnie specjalnie, został mi 1mb łącza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz